Kukur Tihar – święto psów w Nepalu

W październiku lub listopadzie 2020, trafiłem na artykuł w internecie zatytułowany „Święto psów w Nepalu”.

Sam tytuł mnie zaintrygował, ale jeszcze bardziej moją uwagę przykuło tętniące kolorami zdjęcie przedstawiające uroczego kundelka z czerwoną kropką na czole i wieńcem pomarańczowych kwiatów zarzuconych na kark.

„WOW” – pomyślałem

Szybko przeczytałem artykuł i okazało się, że w tym jedynym miejscu na świecie istnieje dzień, w którym psiaki maja swoje unikalne święto. Są czczone i traktowane tak, jak w moim mniemaniu powinny być traktowane każdego dnia. Klikając zacząłem zgłębiać temat, przy okazji oglądając szalenie kolorowe zdjęcia psiaków podczas ceremonii oddawania im czci.

święto psów nepal

Co to jest Kukur Tihar?

Muszę teraz szybko Was wprowadzić w temat. Pięciodniowe święto Tihar (inaczej zwane „festiwalem świateł”). W trakcie tego święta oddaje się cześć krukom, krowom, a drugiego dnia psom. Ten dzień to Kukur Tihar (Kukur – pies). Teoretycznie czczone są wszystkie psy, piszę teoretycznie, ponieważ ilość bezdomnych psów jest tutaj przeogromna. święto psów nepalW każdym mieście, wiosce oddaje się cześć psom podczas ceremonii odprawianych w domach, na podwórkach, również w schroniskach dla zwierząt czy fundacjach. Polega to na tym, że psom maluje się czerwoną kropkę na czole (tika), następnie posypuje się głowę kwiatami, po czym zakłada na kark pomarańczowy wieniec z nagietków, styka się czołami z psem, no i w końcu podaje się psiakowi miskę wypełnioną smakołykami.

święto psów nepal

Po przejrzeniu kilku stron poświęconych temu obrządkowi, zakiełkowała mi się myśl w głowie – jak to by było pięknie móc tego doświadczyć i sfotografować ten dzień, najwspanialszy dzień na Ziemi, podczas którego psy są najważniejszymi istotami. Wyobraźni wypełnionej kolorowymi obrazami dałem odpocząć kładąc się spać, wpisując na listę marzeń kolejne – być w Nepalu podczas Kukur Tihar.

Jakiś czas później…

Kilka miesięcy później marzenie nie dało o sobie zapomnieć i z czystej ciekawości zacząłem szukać lotów. Pod wpływem myśli: „Raz się żyje” kupiłem dwa bilety i razem z żonką z końcem października 2021 roku wylądowaliśmy w Katmandu na tygodniowym pobycie, którego głównym celem był Kukur Tihar.

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

 

Wiedzieliśmy, że bezpańskie psy na ulicach stolicy Nepalu to norma, ale napotykanie ich na każdym kroku, patrzenie jak śpią na ulicach, w rowach, śmieciach, poboczach, pod sklepami, pod świątyniami, na schodach, drogach i ścieżkach, po prostu wszędzie, było obrazkiem rozrywającym serce. 

W oczach osoby kochającej psy, mieszkającej w Europie, gdzie nie doświadczysz biegania psa na ulicach miasta, obserwowanie setek bezpańskich psów dziennie jest czymś wybitnie druzgocącym.

święto psów nepalPsy generalnie żyją tam w pewnej abstrakcyjnej symbiozie z ludźmi i miastem. Nikt specjalnie na nie nie zwraca uwagi. Po prostu są. Ma to też oczywiście dobrą stronę, ponieważ nie widzieliśmy by ktokolwiek je przepędzał, ganił czy trąbił na nie.

Tamtejsze psy nie boją się człowieka

święto psów nepalCzłowiek nie jest zagrożeniem dla psów. Dlatego też wobec ludzi nepalskie psiaki nie przejawiają agresji. Wbrew przeciwnie. Wszystkie jakie napotkaliśmy, głaskaliśmy czy dokarmialiśmy były bardzo przyjazne, uwielbiały mizianki, patrzyły swoimi smutnymi oczami na nas. Tym bardziej źle się z tym czuliśmy kiedy od nich odchodziliśmy. Za kilkanaście metrów lub za rogiem spotykaliśmy kolejną psią ekipę i sytuacja znów wyglądała tak samo: nieśmiało wyciągnięta dłoń, obwąchanie, głaskanie, smaczki i zjawienie się całej psiej brygady chcącej kontaktu z człowiekiem. Bez względu, który to był dzień naszego pobytu widok dla nas zawsze był tak samo smutny.

Nadszedł ten dzień

Nocą przed Kukur Tihar stresowałem się, ponieważ przylecieliśmy tutaj specjalnie dla tego co będzie jutro się działo. Umówiliśmy się z jednym ze schronisk dla zwierząt na przedmieściach Katmandu, że chętnie byśmy ich odwiedzili podczas ceremonii jaką będą organizować. Wiedzieliśmy, że chodząc ulicami miasta szanse na trafienie na obrządek są nikłe. Zależało mi na sfotografowaniu psów w trakcie ich czczenia, dlatego szybka odpowiedź schroniska Sneha’s Care na Facebooku i zaproszenie nas do siebie było idealnym rozwiązaniem.

Z naszego hotelu w centrum miasta do schroniska internety pokazywały 30 minut drogi. Rzeczywistość okazała się o wiele trudniejsza. Tamtejsi taksiarze błądzili przez co nasza wyprawa do schroniska zajęła nam 3 godziny. Gdy dotarliśmy zostaliśmy powitani przez uśmiechnięte, odświętnie ubrane wolontariuszki. Przeszliśmy przez bramę i zobaczyliśmy scenę, na której odbywała się ceremonia. Momentalnie cały stres minął, z żoneczką wymieniliśmy się uśmiechami ogromnej radochy i zabraliśmy się za robienie fot.

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

 

Kolejne psy były podprowadzane do mistrzyni ceremonii, która każdemu psiakowi oddawała cześć. Było to oczywiście malowanie czerwonego tika na czole psa, posypanie głowy płatkami kwiatów, nałożenie wieńca, styknięcie się czołami i na koniec podarowanie miski pełnej smaczków. I tak z każdym z kilkudziesięciu psów schroniskowych.

Nas również zaproszono do oddania czci psiakom. Było magicznie.

święto psów nepalOd wolontariuszek dowiedzieliśmy się, że do schroniska trafiają z ulicy głównie psy wymagające leczenia lub psy na sterylizację. Gdy pies wyzdrowieje wraca na ulicę. Nie ma tutaj zbyt wielu adopcji. Prawie wcale. Schroniska nie opuszczają jedynie psy kalekie, po potrąceniach, z bezwładem nóg lub z amputowanymi kończynami. Kilka takich widzieliśmy.

Następnie weszliśmy do wszystkich psów i to było totalne szaleństwo. Otoczeni przez dziesiątki psów niemal nie mogliśmy się ruszać. Wszystkie domagały się głaskania i smaczków. Wszystkie z wieńcami na karkach, kolorowe, skaczące, liżące, tulące się, a hałas szczekania był przeogromny. Adoracja przez psiaki niebywała, a uśmiechy na naszych twarzach szersze już być nie mogły. To było po prostu przepiękne.

Opuściliśmy schronisko szczęśliwi. Udało się. Zrealizowaliśmy nasze marzenie, mamy cudowne wspomnienia i super foty, którymi się z Wami dzielimy.

święto psów nepal

Goryle górskie w Ugandzie

Marzenie

Nie pamiętam jak trafiłem na informację o nich, ale wiem, że w jednej chwili nie marzyłem o niczym innym jak o pojechaniu do Afryki by je zobaczyć.

Goryle górskie to największe człekokształtne małpy. Na Świecie żyje nieco ponad 1000 osobników. W naturalnych warunkach żyją we wschodniej Afryce: w deszczowych lasach Bwindi w Ugandzie oraz na wulkanicznych górach Wirunga na pograniczu Ugandy, Konga i Rwandy.

My wybraliśmy się do Bwindi Forest National Park Uganda.

Zorganizowaliśmy sobie tygodniowy pobyt w Ugandzie, którego główny celem było zobaczenie goryli górskich w lasach liczących 25 000 lat.

Park Bwindi ma 331 km kwadratowych, i żyje w nim 459 goryli.

Wizytę w parku należy zarezerwować odpowiednio wcześniej.

My skorzystaliśmy z lokalnego biura Insight Safari Holidays, w którym kupiliśmy 3-dniowe Safari. Te 3 dni wynikają z tego, że dzień pierwszy i ostatni jest przeznaczony na transport. Z naszego hotelu w okolicach stolicy Kampali odebrał nas kierowca, który jeździł z nami przez całą wyprawę.

Z Kampali do Parku Narodowego Bwindi mamy do pokonania 500 km.  Potrzebujemy na to około 10 godzin. Pod wieczór zameldowaliśmy się w wybranym hotelu, by następnego dnia rano wybrać się spotkanie z gorylami.

Dzień spotkania

O godzinie 8:00 jest zbiórka na terenie parku. Zjeżdżają się turyści z całego Świata. Jest nas około 50. Jesteśmy dzieleni na grupy. Nasza akurat była najmniejsza ponieważ poza mną i żonką był z nami Jonathan z Los Angeles. Każda grupa ma przewodnika oraz dwóch uzbrojonych strażników. Spokojnie, to uzbrojenie służy ewentualnemu odstraszeniu zwierząt, a nie ich zabiciu. Na tym terenie żyją między innymi dziko żyjące słonie, które stanowią większe zagrożenie dla ludzi niż goryle.

Każda grupa idzie do innej rodziny. Nam przypadła do odwiedzenia rodzina Kutu. Ruszyliśmy w górski trekking w poszukiwaniu tejże rodziny. Dla osób lubiących piesze wędrówki, sam spacer jest ogromną przyjemnością. Podziwianie niesamowitych widoków, jakże innych od naszych europejski pejzaży, było niesamowite. 

Po pewnym czasie zboczyliśmy z głównej ścieżki i weszliśmy w zarośla. Przewodnik torował nam drogę maczetą. Poźniej znów trafiliśmy na ścieżkę. Następnie szliśmy pod górkę, z górki i znów w krzaki. Wędrówka zajęła nam dwie i pół godziny. Jesteśmy już tuż, tuż. Wiemy to ponieważ dotarliśmy do tropicieli.

Park daje 99% szans na spotkanie goryli podczas wyprawy. Szanse są tak duże ponieważ o świcie w poszukiwaniu każdej rodziny idzie po dwóch tropicieli. Ich zadaniem jest zlokalizowanie gdzie dana familia przebywa. Są oni w kontakcie z przewodnikiem danej grupy by pokierować go w odpowiednie miejsce, by ten doprowadził turystów do miejsca w którym przebywa złożona z kilkunastu osobników goryla rodzina.

Jesteśmy raz jeszcze upominani by się nie zbliżać do goryli (wg regulaminu nie bliżej niż 8 metrów), o zachowaniu ciszy i żadnej interakcji. Mamy godzinę na podziwianie i robienie zdjęć bez flesza.

goryl uganda fotografiaDotarliśmy

Jesteśmy w gęstych krzakach. Jeszcze ich nie widzimy, ale wiemy że są blisko – słyszymy je, krzaki w pobliżu się trzęsą. Robiąc ostrożne kroki, nagle ukazują nam się pierwsze goryle. Kryją się w krzakach, jedzą. Są przepiękne. W ogóle ten widok jest magiczny. Jesteśmy podekscytowani. Zerkamy na siebie. A one sobie po prostu tutaj są. Obok. Spędzają tu czas, jedząc gałązki, bawiąc się z małymi, odpoczywając.

Najbardziej jednak wypatrujemy wśród rodziny Kutu – jej głowy, czyli najsilniejszego, najpotężniejszego samca – srebrnogrzbietego (od charakterystycznego pasa siwych włosów na plecach) o imieniu Ndugu.

Jest! goryl uganda fotografia

W zaroślach spokojnie sobie siedzi przepiękny srebrnogrzbiety. Jego wzrost to około 2 metry i około 200 kg wagi. Jest potężny, przystojny i hipnotyzujący. Ja i Jonathan, nastawieni na robienie zdjęć, mierzymy w niego nasze obiektywy. Nie jest łatwo zrobić zdjęcie. Jest odwrócony, zasłania go jakaś gałązka albo odchodzi i znów trzeba go szukać w gęstwinie. Po chwili trafiamy na dwa brzdące ganiające się wokół drzewka. Obok siedzi robi mama z młodymi. Za nami ktoś przechodzi. Jesteśmy otoczeni. To jest przepiękne.

goryl uganda fotografiaGoryle niespecjalnie zawracają sobie nami głowę. Strażnicy pilnują byśmy nie podchodzili zbyt blisko. W pewnym momencie, gdy robiliśmy zdjęcia silverbackowi, ktoś z nas zrobił krok zbyt blisko. Silver w jednej chwili zerwał się i ruszył na nas, rycząc. Wszystko wokół zaczęło się trząść. Zrobił tylko 3-4 potężne kroki i się zatrzymał. To było ostrzeżenie. Miało to znaczyć „Ej, chłopaki, podeszliście za blisko. Szanujmy swoją przestrzeń”.

Na pewno przyjęliśmy to do świadomości, potykając się o gałęzie, omal nie przewracając. Nasze serca chyba się zatrzymały na parę sekund.

To momentalnie przeobrażenie się spokojnego stworzenia w walecznego King Konga na nas wszystkich zrobiło ogromne wrażenie. Sytuacja się powtórzyła kilkanaście minut później, kiedy obok ktoś przestraszył mamę z dzieckiem na co Ndugu zareagował w ten sam sposób.

goryl uganda fotografia

Godzina szybko minęła

Musimy kończyć. Wracamy. Przed nami tak samo długa droga powrotna. To było przepiękne doświadczenie – patrzeć na te tak bardzo podobne do nas istoty. Zwłaszcza kiedy patrzyliśmy sobie w oczy czuliśmy jakąś trudną do opisania więź. Na pewno było to jedno z ciekawszych przeżyć w naszych życiach.

goryl uganda fotografia

Przed nami powrót tą samą drogą. Blisko trzy godziny powrotu często pod górkę wykańczają nas. Padnięci wróciliśmy do hotelu. To był wspaniały, niesamowity dzień.

Pamiętajcie, warto walczyć o marzenia. One się spełniają.

goryle górskie UgandaPS. Kilka dni po naszym powrocie do domu otrzymaliśmy wiadomość od naszego przewodnika, że w Bwindi urodził się brzdąc o imieniu Kwezi. Zatem teraz mieszka tam 460 goryli górskich.

Petra – cud świata, nie dla zwierząt

W skrócie co to jest Petra

Petra to ruiny takiego starożytnego miasta, wykutego w skałach, mieszczące się w Jordanii. Znane z trzeciego filmu o Indianie Jonesie, bo to właśnie w najbardziej znanym obiekcie Petry znajdował się filmowy Święty Graal.

fotograf poznań petra

Wakacje, ale nie do końca

Wybraliśmy się do Jordanii by nowy, 2022 rok, rozpocząć z naładowanymi bateriami. Chcieliśmy po prostu napatrzeć się na piękne miejsca, spróbować pysznych potraw i zażyć większej dawki witaminy D.

Pierwsze dwa dni naszego pobytu spędziliśmy na pustyni Wadi Rum, gdzie powitaliśmy Nowy Rok. Trzeciego dnia odwiedziliśmy Petrę. Mieliśmy na nią przeznaczone dwa dni.

Już na początku, wkraczając na ścieżkę witają nas gangi koniarzy, zachęcających do odbycia tej długiej drogi na siodle jednego z kilkunastu koni, które widzimy. Odmawiamy.

Za chwilę mija nas człowiek prowadzący osiołka i namawia do pokonania trasy na jego grzbiecie. Odmawiamy. Zaraz potem mijamy człowieka z wielbłądem, który zachęca nas oczywiście do skorzystania, jak to nazwał  z „air-conditioned taxi”. Odmawiamy. Propozycje podwózki na zwierzęciu mamy średnio co parę minut.

fotograf poznań petra

Idziemy dalej

fotograf poznań petraPoczątkowo pokonuje się wąski wąwóz, by po pewnym czasie w szczelinie pojawił się widok na najbardziej charakterystyczną budowlę tego miejsca, czyli Al Khazneh. Po chwili wychodzimy na plac. W pełnej okazałości widzimy imponującą budowlę, sklepik, wielbłądy, tłum ludzi i niewielkiego psiaka biegającego między ludźmi. Na początku nieco lękliwy, ostrożnie do nas podszedł. Głaskanie bardzo mu się podobało. Nie mieliśmy jednak żadnego jedzenia przy sobie. W sklepiku nie było nic poza słodyczami do kupienia. Od razu podjęliśmy decyzję, że w drodze do hotelu kupimy jakieś jedzonko i nazajutrz mu je przyniesiemy. Jako, że zbliżała się godzina zachodu Słońca, wróciliśmy do hotelu, po drodze kupując zestaw mortadel, parówek i tuńczyka dla kotów.

fotograf poznań petra

Szok kolejnego dnia

Drugiego dnia rano szybko dotarliśmy na plac w Petrze, gdzie dzień wcześniej spotkaliśmy pierwszego psiaka. Oczywiście znów tu był. Zawołaliśmy go. Podbiegł. Wyczuł co wyciągamy z plecaka. Porwał większy kawałek mortadeli i pobiegł w ustronne miejsce.

Idąc dalej karlimiśmy kolejne napotkane psy.

fotograf poznań petraDotarliśmy do miejsca w którym jeszcze nas nie było. Mnóstwo zwierząt mijaliśmy, czekających na turystów, którzy je dosiądą i pokonają dalszą drogę zwiedzania. A należy tu nadmienić, że do niektórych miejsc trzeba się wspinać po stromych schodach. Do jednej świątyni prowadzi ich prawie tysiąc – stromych, krętych, wąskich, prowadzących naprawdę w wysokie miejsca. No i widzimy jak idąc tymi schodami wyprzedzają nas osiołki z rodzinami z dziećmi, albo z większą Panią, albo z młodziutką Panią, albo z Panem, który przy bardziej stromym odcinku pyta się opiekuna czy to aby na pewno nie jest dla osiołka ciężar. W odpowiedzi pada, oczywiście stanowcze NIE. Bez względu na to kto siedzi na grzbiecie, budzi w nas obrzydzenie.

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

 

Im dalej tym…

Idąc główną ścieżką w samym centrum tego starożytnego miasta patrzę i nie wierzę. Kilka metrów dalej widzę szczeniaka. W pobliżu biega większa psina, zapewne jego matka. Podchodzimy i zza skał wyłaniają się kolejne 3 szczeniaki. fotograf poznań petraSzok. Małe, brudne, brzdące. Ich mama biega i odstrasza podbiegające psy. Wyciągamy nasze zapasy jedzenia i kroimy na małe kawałeczki. Szczeniaki, swoimi małymi pyszczkami, biorą ogromne kęsy. Podajemy większy kawałek mamuśce, ale ona nie chce jeść. Przygląda się tylko jak małe jedzą.

fotograf poznań petra

Podchodzi do nas mężczyzna na osiołku. Zagaduje. Mówi, że one żyją w jednej z jaskiń. Szczeniaków było 10. My widzimy 4. Siedzimy tak, rozmawiamy. Człowiek mówi nam, że mamuśka nie ma mleka i nie ma czym karmić młodych. Po dłuższej rozmowie dowiadujemy się, że żyje tu mnóstwo psów. Ten Pan czasem niektóre dokarmia, ale potwierdza, że sytuacja dla nich jest tutaj straszna.

Idziemy dalej. A im dalej tym dziksze, większe przestrzenie, bardziej górzyste i coraz więcej psów. Z każdym się witamy, głaszczemy. Już nie mamy czym karmić. Wszystko co mieliśmy zostawiliśmy szczeniakom. fotograf poznań petraKolejna podchodząca do nas psinka jest chyba w ciąży. Wspięliśmy się do ostatniej świątyni, wysoko położonej, pokonaliśmy te 1000 schodów na własnych nogach. Na szczycie oczywiście poza pięknymi widokami, kolejne psy. Podbiegają po jedzenie.

Na jednym z punktów widokowych krajobraz jest niesamowity, ponieważ wygląda jakbym stał nad wszystkimi górami. Robię foty i co? Podbiega psiak. Nie wiem skąd się wziął. Wszystkie żebra na wierzchu.fotograf poznań petra

Jesteśmy załamani

To już ostatni punkt, widzieliśmy wszystko co zaplanowaliśmy tutaj zobaczyć, ale jesteśmy załamani tymi wszystkim zwierzętami, które spotkaliśmy. Konie, pięknie przystrojone, czekają, aż ich opiekunowie zorganizują im jakiegoś turystę do przewiezienia.

Wielbłądy, muły i osiołki których ilość tutaj jest zatrważająca są również w gotowości. Zadaniem wszystkich jest wożenie leniwych turystów.

Spotkaliśmy ponownie Pana, z którym rozmawialiśmy przy szczeniakach. Wskazuje nam samochód przy którym jest ustawiona kolejna ludzi z osiołkami. To weterynarz, który tutaj przyjeżdża. Opatruje zranione zwierzęta. Mówimy mu o szczeniakach. On na to, że dziś ma za zadanie, poza opatrzeniem osiołków dać lek psiakowi, którego wskazuje na oddalonej skale. Jest widocznie słaby, padnięty. Mówi nam, że jutro przyjeżdża ze swoimi ludźmi by karmić napotkane psy. Wyjaśniliśmy im gdzie znajdą szczeniaki. Promyk nadziei.

fotograf poznań petraWracając zatrzymujemy się raz jeszcze przy szczeniakach. Po prostu z nimi siedzimy. Głaszczemy. Jeden z nich najmniejszy i najsłabszy, podchodzi i wdrapuje mi się na kolana. Po chwili zasypia. Naszego jedzenia już nie ma, zjedzone. Widzimy małą porcję ryżu, którego wcześniej nie było. Podbiega obcy pies. Mamuśka szczeka na niego stara się go odpędzić. Pies jak gdyby nigdy nic, podbiega i zjada pozostawioną porcję ryżu, która leżała kilka kroków od szczeniaków. 

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

Podchodzi również włoska rodzina z małymi dziewczynkami. Wszyscy przejęci widokiem szczeniąt w tym miejscu. Dają im swoje jedzenie.

fotograf poznań petraOdchodzimy

Ten widok, nie może wyjść nam z głowy. Każdego dnia o nich myślę. I o tych wszystkich zwierzętach tam. Zwierzętach, które albo się tam błąkają jak psy i koty, albo służą ludziom jak wielbłądy, muły, osiołki, konie. Niektóre z nich żyją w jaskiniach. Skazane tylko na to miejsce. I te wszystkie zwierzęta tutaj mają wyjątkowy smutek w oczach. Przejmujący smutek. I ten widok, towarzyszy nam każdego dnia. Nie da się go zapomnieć.

fotograf poznań petra

Adopcje psich seniorów

Adopcje psich seniorów lub schorowanych psiaków należą do rzadkości. Pewne wydarzenie zmotywowało mnie do napisania tego tekstu.

Kejter był psiakiem adoptowanym przez swoją wolontariuszkę z poznańskiego schroniska. Był psiakiem już wiekowym i z problemami zdrowotnymi – miał ogromne problemy z poruszaniem się. Kejter był psiakiem, który w schronisku może liczyć tylko na cud, na cud by ktoś zechciał go adoptować. Bo kto by chciał psa, któremu niewiele czasu już zostało, ledwo chodzi i właściwie należy się nim opiekować jak dzieckiem? 

Z Kejterem i Martą spotkaliśmy się w maju w Parku Sołackim w Poznaniu. I tu właściwie mogę przestać pisać, bo żadne słowa nie opiszą tego lepiej niż to co widzicie w oczach tego psiaka.

 

Marta chciała by ostatnich miesięcy życia Kejter nie spędzał w samotności. Chciała czas wypełnić mu samymi pięknymi chwilami. Zatem Kejter codziennie chodził na spacery, dostawał smakołyki, był miziany za uszkiem, z kotem Vincentem wspólnie drzemał, słyszał każdego dnia „Jesteś piękny. Jesteś cudowny.” Miał swojego człowieka. Nic dla psów nie ma takiego znaczenia jak człowiek. Nic. Dla nich człowiek jest najważniejszy. One są w człowieku tak zakochane. Gdyby ludzie darzyli siebie choć w jednym procencie takim uczuciem – świat naprawdę byłby fajnym miejscem.

Pod koniec sesji Kejtrowi już stawy odmówiły posłuszeństwa, więc po prostu się położył i było mu równie przyjemnie. Kejter spędził z Martą pół roku. Odszedł kilka tygodni temu.

pies fotograf dzika fota

Przypadek Marty i Kejtra jest jednym z pięciu przykładów, które mogę wymienić z ostatnich paru miesięcy kiedy to wolontariusze adoptują swoich podopiecznych na ostatnie miesiące życia.

O czym to świadczy? Odpowiedzcie sobie sami!

Dla mnie to niezmierny heroizm. Ile potrzeba odwagi by zabrać do domu psa, by spędził ostatnie tygodnie życia u boku człowieka i by u jego boku odszedł. Jesteście wielcy. Marto, Martyno, Halinko, Alicjo, Asiu – to co zrobiłyście jest piękne.

Smutek rozdzierający serce na końcu takiej drogi dla mnie jest niewyobrażalny. W tym ostatnich miesiącach rodzi się prawdziwa miłość. Miłość tykająca, odliczająca czas do niewiadomo jak prędkiego końca. Jednocześnie jest to okres wypełniony uśmiechem opiekunów, radością z każdego machania ogonkiem lub lekkich podskoków. Starsze psiaki dają mnóstwo szczęścia, wyciszają człowieka, uczą pokory i cierpliwości.

Czytelniku drogi, wiedz, że oglądając relacje z życia tych seniorków – to jak się cieszą, jak są zabierane nad jezioro, w którym szaleją, jak grają w piłkę, jak biegają, skaczą, cieszą się – łzy wzruszenia mieszają się ze łzami radości.  Bo zobaczyć jak w tych starszych lub schorowanych ciałkach budzi się szczeniak to coś niebywałego.

Kiedy więc spotkacie kiedyś na swojej drodze wolontariusza schroniska lub fundacji, to wiedzcie, że macie przed sobą superbohaterkę (jednak ogromna większość wolontariuszy to kobiety). Widzę do czego są zdolni wolontariusze, ile dają, co poświęcają. Widzę jakie mają serca dla zwierząt. To jest coś niebywałego i absolutnie przepięknego. I świadczy jakimi są ludźmi w ogóle. Daje wiarę w ludzi.

Zerknijcie na piękne pyszczki seniorków z poznańskiego schroniska. Może ktoś z Was podaruje któremuś piękne, ostatnie wspomnienia.

error: Nie kopiuj! Zablokowana funkcja.