Petra – cud świata, nie dla zwierząt

W skrócie co to jest Petra

Petra to ruiny takiego starożytnego miasta, wykutego w skałach, mieszczące się w Jordanii. Znane z trzeciego filmu o Indianie Jonesie, bo to właśnie w najbardziej znanym obiekcie Petry znajdował się filmowy Święty Graal.

fotograf poznań petra

Wakacje, ale nie do końca

Wybraliśmy się do Jordanii by nowy, 2022 rok, rozpocząć z naładowanymi bateriami. Chcieliśmy po prostu napatrzeć się na piękne miejsca, spróbować pysznych potraw i zażyć większej dawki witaminy D.

Pierwsze dwa dni naszego pobytu spędziliśmy na pustyni Wadi Rum, gdzie powitaliśmy Nowy Rok. Trzeciego dnia odwiedziliśmy Petrę. Mieliśmy na nią przeznaczone dwa dni.

Już na początku, wkraczając na ścieżkę witają nas gangi koniarzy, zachęcających do odbycia tej długiej drogi na siodle jednego z kilkunastu koni, które widzimy. Odmawiamy.

Za chwilę mija nas człowiek prowadzący osiołka i namawia do pokonania trasy na jego grzbiecie. Odmawiamy. Zaraz potem mijamy człowieka z wielbłądem, który zachęca nas oczywiście do skorzystania, jak to nazwał  z „air-conditioned taxi”. Odmawiamy. Propozycje podwózki na zwierzęciu mamy średnio co parę minut.

fotograf poznań petra

Idziemy dalej

fotograf poznań petraPoczątkowo pokonuje się wąski wąwóz, by po pewnym czasie w szczelinie pojawił się widok na najbardziej charakterystyczną budowlę tego miejsca, czyli Al Khazneh. Po chwili wychodzimy na plac. W pełnej okazałości widzimy imponującą budowlę, sklepik, wielbłądy, tłum ludzi i niewielkiego psiaka biegającego między ludźmi. Na początku nieco lękliwy, ostrożnie do nas podszedł. Głaskanie bardzo mu się podobało. Nie mieliśmy jednak żadnego jedzenia przy sobie. W sklepiku nie było nic poza słodyczami do kupienia. Od razu podjęliśmy decyzję, że w drodze do hotelu kupimy jakieś jedzonko i nazajutrz mu je przyniesiemy. Jako, że zbliżała się godzina zachodu Słońca, wróciliśmy do hotelu, po drodze kupując zestaw mortadel, parówek i tuńczyka dla kotów.

fotograf poznań petra

Szok kolejnego dnia

Drugiego dnia rano szybko dotarliśmy na plac w Petrze, gdzie dzień wcześniej spotkaliśmy pierwszego psiaka. Oczywiście znów tu był. Zawołaliśmy go. Podbiegł. Wyczuł co wyciągamy z plecaka. Porwał większy kawałek mortadeli i pobiegł w ustronne miejsce.

Idąc dalej karlimiśmy kolejne napotkane psy.

fotograf poznań petraDotarliśmy do miejsca w którym jeszcze nas nie było. Mnóstwo zwierząt mijaliśmy, czekających na turystów, którzy je dosiądą i pokonają dalszą drogę zwiedzania. A należy tu nadmienić, że do niektórych miejsc trzeba się wspinać po stromych schodach. Do jednej świątyni prowadzi ich prawie tysiąc – stromych, krętych, wąskich, prowadzących naprawdę w wysokie miejsca. No i widzimy jak idąc tymi schodami wyprzedzają nas osiołki z rodzinami z dziećmi, albo z większą Panią, albo z młodziutką Panią, albo z Panem, który przy bardziej stromym odcinku pyta się opiekuna czy to aby na pewno nie jest dla osiołka ciężar. W odpowiedzi pada, oczywiście stanowcze NIE. Bez względu na to kto siedzi na grzbiecie, budzi w nas obrzydzenie.

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

 

Im dalej tym…

Idąc główną ścieżką w samym centrum tego starożytnego miasta patrzę i nie wierzę. Kilka metrów dalej widzę szczeniaka. W pobliżu biega większa psina, zapewne jego matka. Podchodzimy i zza skał wyłaniają się kolejne 3 szczeniaki. fotograf poznań petraSzok. Małe, brudne, brzdące. Ich mama biega i odstrasza podbiegające psy. Wyciągamy nasze zapasy jedzenia i kroimy na małe kawałeczki. Szczeniaki, swoimi małymi pyszczkami, biorą ogromne kęsy. Podajemy większy kawałek mamuśce, ale ona nie chce jeść. Przygląda się tylko jak małe jedzą.

fotograf poznań petra

Podchodzi do nas mężczyzna na osiołku. Zagaduje. Mówi, że one żyją w jednej z jaskiń. Szczeniaków było 10. My widzimy 4. Siedzimy tak, rozmawiamy. Człowiek mówi nam, że mamuśka nie ma mleka i nie ma czym karmić młodych. Po dłuższej rozmowie dowiadujemy się, że żyje tu mnóstwo psów. Ten Pan czasem niektóre dokarmia, ale potwierdza, że sytuacja dla nich jest tutaj straszna.

Idziemy dalej. A im dalej tym dziksze, większe przestrzenie, bardziej górzyste i coraz więcej psów. Z każdym się witamy, głaszczemy. Już nie mamy czym karmić. Wszystko co mieliśmy zostawiliśmy szczeniakom. fotograf poznań petraKolejna podchodząca do nas psinka jest chyba w ciąży. Wspięliśmy się do ostatniej świątyni, wysoko położonej, pokonaliśmy te 1000 schodów na własnych nogach. Na szczycie oczywiście poza pięknymi widokami, kolejne psy. Podbiegają po jedzenie.

Na jednym z punktów widokowych krajobraz jest niesamowity, ponieważ wygląda jakbym stał nad wszystkimi górami. Robię foty i co? Podbiega psiak. Nie wiem skąd się wziął. Wszystkie żebra na wierzchu.fotograf poznań petra

Jesteśmy załamani

To już ostatni punkt, widzieliśmy wszystko co zaplanowaliśmy tutaj zobaczyć, ale jesteśmy załamani tymi wszystkim zwierzętami, które spotkaliśmy. Konie, pięknie przystrojone, czekają, aż ich opiekunowie zorganizują im jakiegoś turystę do przewiezienia.

Wielbłądy, muły i osiołki których ilość tutaj jest zatrważająca są również w gotowości. Zadaniem wszystkich jest wożenie leniwych turystów.

Spotkaliśmy ponownie Pana, z którym rozmawialiśmy przy szczeniakach. Wskazuje nam samochód przy którym jest ustawiona kolejna ludzi z osiołkami. To weterynarz, który tutaj przyjeżdża. Opatruje zranione zwierzęta. Mówimy mu o szczeniakach. On na to, że dziś ma za zadanie, poza opatrzeniem osiołków dać lek psiakowi, którego wskazuje na oddalonej skale. Jest widocznie słaby, padnięty. Mówi nam, że jutro przyjeżdża ze swoimi ludźmi by karmić napotkane psy. Wyjaśniliśmy im gdzie znajdą szczeniaki. Promyk nadziei.

fotograf poznań petraWracając zatrzymujemy się raz jeszcze przy szczeniakach. Po prostu z nimi siedzimy. Głaszczemy. Jeden z nich najmniejszy i najsłabszy, podchodzi i wdrapuje mi się na kolana. Po chwili zasypia. Naszego jedzenia już nie ma, zjedzone. Widzimy małą porcję ryżu, którego wcześniej nie było. Podbiega obcy pies. Mamuśka szczeka na niego stara się go odpędzić. Pies jak gdyby nigdy nic, podbiega i zjada pozostawioną porcję ryżu, która leżała kilka kroków od szczeniaków. 

Visual Portfolio, Posts & Image Gallery for WordPress

Podchodzi również włoska rodzina z małymi dziewczynkami. Wszyscy przejęci widokiem szczeniąt w tym miejscu. Dają im swoje jedzenie.

fotograf poznań petraOdchodzimy

Ten widok, nie może wyjść nam z głowy. Każdego dnia o nich myślę. I o tych wszystkich zwierzętach tam. Zwierzętach, które albo się tam błąkają jak psy i koty, albo służą ludziom jak wielbłądy, muły, osiołki, konie. Niektóre z nich żyją w jaskiniach. Skazane tylko na to miejsce. I te wszystkie zwierzęta tutaj mają wyjątkowy smutek w oczach. Przejmujący smutek. I ten widok, towarzyszy nam każdego dnia. Nie da się go zapomnieć.

fotograf poznań petra

Jak zostałem psim fotografem?

Jeszcze dwa lata temu nie przemknęło by mi przez głowę, że będę psim fotografem. Szczerze powiedziawszy to 2 lata temu miałem bardzo przeciętne pojęcie o fotografii.

Mój aparat służył mi do filmowania, z którego żyję. Od dłuższego czasu jednak leżał kurząc się, ponieważ korzystałem z niego sporadycznie.  Korciło mnie żeby nauczyć się chociaż podstaw, bo to przecież wstyd, że aparat – kupiony z dofinansowania – marnuje się.

Ale co fotografować?

Inspiracja leżała mi mrucząc na kolanach. Niecały rok wcześniej ze mną i żoną zamieszkała Chmurka – kotka, która będąc małym szkrabem wskoczyła na ulicy jakiejś Pani do wózka pod sklepem. Potem trafiła do lecznicy, z której została zabrana przez siostrę żony do domu. Jednak w tym domu jej obecność źle znosiła inna kocia lokatorka i tak trafiła do nas. U nas jest królową. Nikt w naszym domu nie dostaje tylu buziaków co ona 😉 Nikt też nie słyszy „kocham Cię” tyle razy dziennie co ona. No skarb!

psi fotograf-kot

I ten skarb zacząłem fotografować. Żonka zainspirowana zwierzęcymi tematami zaczęła dziergać legowiska dla kotów pod szyldem wymyślonej marki „Moje Wyro”. Tak więc naszą Chmurkę, i te legowiska sobie fotografowałem.

Pierwsze zdjęcia można obejrzeć na instagramowym profilu Moje Wyro.

Kulminacyjnym punktem było pytanie koleżanki z jednej z poznańskich fundacji (Michalina, tak – Ty) czy mogę następnego dnia pojechać 50 km za Poznań, do pewnej mieściny, by sfotografować psiaki przebywające w tamtejszej „przechowalni” (inaczej nie można tego nazwać, choć może przymiotnik „wieczna” powinien tam się pojawić).

Był gorący czerwcowy dzień 2018 roku.

Razem z żonką dojechaliśmy na miejsce i na tyłach Zakładu Usług Komunalnych w prowizorycznych, ohydnych kojcach widzimy kilkanaście przepięknych kundelków, dużych i małych, o spojrzeniach tak smutnych, że rozrywało to serce. Niektóre tkwiły w tym miejscu parę lat, bez wychodzenia poza klatkę. Na wyciągniętą w ich kierunku dłoń wciskały się w kąt i wzrok wbijały w ziemię. Miski, a właściwie zardzewiałe garnki, wypełnione były resztkami najtańszej marketowej karmy. Okrutnie smutny widok.

Przez kolejne miesiące jeździliśmy tam regularnie z grupką osób pomagając tym biedactwom. Socjalizowaliśmy, wyprowadzaliśmy na spacery, karmiliśmy porządnym psim jedzeniem. Psiaki się otwierały, zmieniały, zaczęły machać ogonkami, gdy przyjeżdżaliśmy. Mnóstwo niesamowitych rzeczy wtedy widzieliśmy, mnóstwo również strasznych – ale te i tak kończyły się dobrze.

 

Po 8 miesiącach nasze drogi się rozeszły.

W tym czasie zrobiłem kilkanaście tysięcy zdjęć. Miałem do czynienia z dziesiątkami psów z różnymi problemami. To była świetna lekcja współpracy z psimi modelami. Zacząłem też obserwować psich fotografów z całego świata, podglądając jakie zdjęcia robią.

Współpraca z poznańskim schroniskiem

W czerwcu 2019 roku żonka zaangażowała się w wolontariat w poznańskim schronisku na Bukowskiej. Ja jej towarzyszyłem przy każdej wizycie i fotografowałem tamtejsze psiaki. Zacząłem też kombinować jak te bidulki schroniskowe pokazywać inaczej niż w smutnym otoczeniu. Zainwestowałem w kilka fotograficznych gadżetów i wtedy dopiero się zaczęła zabawa. Kolorowe, pełne życia, pozytywne portrety cudownych psiaków wyglądały naprawdę wybornie. Dzika Fota teraz nabrała charakteru.

plener fotografia pies

Wspólnie z żonką fotografujemy psiaki nałogowo. Wspólnie ponieważ przy pracy ze zwierzętami, które przeważnie mają jakieś zaburzenia i są nieobliczalne, druga para rąk jest niezbędna. Nie wyobrażamy sobie teraz życia bez tych psiaków. Fotografowanie ich jest cudownym doświadczeniem, ponieważ nigdy nie wiadomo co wyjdzie z danej sesji, co uda się uchwycić, do czego namówisz modela. Nie jest łatwo, ale wszyscy mamy frajdę – i my, i psiaki. Wszyscy bawimy się świetnie. Zdjęcia wrzucamy na fanpage Dzikiej Foty na instagramie i na facebooku. Udostępnia je również schronisko. W taki sposób staramy się pomóc im w znalezieniu domu, poprzez Dziką Fotę, na której widzisz cudownego, wyjątkowego, pięknego psa, który nie miał szczęścia i trafił do schroniskowego boksu. Następnie czekamy, aż ktoś zakocha się w pyszczku ze zdjęcia i zadzwoni do schroniska mówiąc, że chce adoptować tego przystojniaka lub tą księżniczkę.

Taka magia…

error: Nie kopiuj! Zablokowana funkcja.