Jak zostałem psim fotografem?

Jeszcze dwa lata temu nie przemknęło by mi przez głowę, że będę psim fotografem. Szczerze powiedziawszy to 2 lata temu miałem bardzo przeciętne pojęcie o fotografii.

Mój aparat służył mi do filmowania, z którego żyję. Od dłuższego czasu jednak leżał kurząc się, ponieważ korzystałem z niego sporadycznie.  Korciło mnie żeby nauczyć się chociaż podstaw, bo to przecież wstyd, że aparat – kupiony z dofinansowania – marnuje się.

Ale co fotografować?

Inspiracja leżała mi mrucząc na kolanach. Niecały rok wcześniej ze mną i żoną zamieszkała Chmurka – kotka, która będąc małym szkrabem wskoczyła na ulicy jakiejś Pani do wózka pod sklepem. Potem trafiła do lecznicy, z której została zabrana przez siostrę żony do domu. Jednak w tym domu jej obecność źle znosiła inna kocia lokatorka i tak trafiła do nas. U nas jest królową. Nikt w naszym domu nie dostaje tylu buziaków co ona 😉 Nikt też nie słyszy „kocham Cię” tyle razy dziennie co ona. No skarb!

psi fotograf-kot

I ten skarb zacząłem fotografować. Żonka zainspirowana zwierzęcymi tematami zaczęła dziergać legowiska dla kotów pod szyldem wymyślonej marki „Moje Wyro”. Tak więc naszą Chmurkę, i te legowiska sobie fotografowałem.

Pierwsze zdjęcia można obejrzeć na instagramowym profilu Moje Wyro.

Kulminacyjnym punktem było pytanie koleżanki z jednej z poznańskich fundacji (Michalina, tak – Ty) czy mogę następnego dnia pojechać 50 km za Poznań, do pewnej mieściny, by sfotografować psiaki przebywające w tamtejszej „przechowalni” (inaczej nie można tego nazwać, choć może przymiotnik „wieczna” powinien tam się pojawić).

Był gorący czerwcowy dzień 2018 roku.

Razem z żonką dojechaliśmy na miejsce i na tyłach Zakładu Usług Komunalnych w prowizorycznych, ohydnych kojcach widzimy kilkanaście przepięknych kundelków, dużych i małych, o spojrzeniach tak smutnych, że rozrywało to serce. Niektóre tkwiły w tym miejscu parę lat, bez wychodzenia poza klatkę. Na wyciągniętą w ich kierunku dłoń wciskały się w kąt i wzrok wbijały w ziemię. Miski, a właściwie zardzewiałe garnki, wypełnione były resztkami najtańszej marketowej karmy. Okrutnie smutny widok.

Przez kolejne miesiące jeździliśmy tam regularnie z grupką osób pomagając tym biedactwom. Socjalizowaliśmy, wyprowadzaliśmy na spacery, karmiliśmy porządnym psim jedzeniem. Psiaki się otwierały, zmieniały, zaczęły machać ogonkami, gdy przyjeżdżaliśmy. Mnóstwo niesamowitych rzeczy wtedy widzieliśmy, mnóstwo również strasznych – ale te i tak kończyły się dobrze.

 

Po 8 miesiącach nasze drogi się rozeszły.

W tym czasie zrobiłem kilkanaście tysięcy zdjęć. Miałem do czynienia z dziesiątkami psów z różnymi problemami. To była świetna lekcja współpracy z psimi modelami. Zacząłem też obserwować psich fotografów z całego świata, podglądając jakie zdjęcia robią.

Współpraca z poznańskim schroniskiem

W czerwcu 2019 roku żonka zaangażowała się w wolontariat w poznańskim schronisku na Bukowskiej. Ja jej towarzyszyłem przy każdej wizycie i fotografowałem tamtejsze psiaki. Zacząłem też kombinować jak te bidulki schroniskowe pokazywać inaczej niż w smutnym otoczeniu. Zainwestowałem w kilka fotograficznych gadżetów i wtedy dopiero się zaczęła zabawa. Kolorowe, pełne życia, pozytywne portrety cudownych psiaków wyglądały naprawdę wybornie. Dzika Fota teraz nabrała charakteru.

plener fotografia pies

Wspólnie z żonką fotografujemy psiaki nałogowo. Wspólnie ponieważ przy pracy ze zwierzętami, które przeważnie mają jakieś zaburzenia i są nieobliczalne, druga para rąk jest niezbędna. Nie wyobrażamy sobie teraz życia bez tych psiaków. Fotografowanie ich jest cudownym doświadczeniem, ponieważ nigdy nie wiadomo co wyjdzie z danej sesji, co uda się uchwycić, do czego namówisz modela. Nie jest łatwo, ale wszyscy mamy frajdę – i my, i psiaki. Wszyscy bawimy się świetnie. Zdjęcia wrzucamy na fanpage Dzikiej Foty na instagramie i na facebooku. Udostępnia je również schronisko. W taki sposób staramy się pomóc im w znalezieniu domu, poprzez Dziką Fotę, na której widzisz cudownego, wyjątkowego, pięknego psa, który nie miał szczęścia i trafił do schroniskowego boksu. Następnie czekamy, aż ktoś zakocha się w pyszczku ze zdjęcia i zadzwoni do schroniska mówiąc, że chce adoptować tego przystojniaka lub tą księżniczkę.

Taka magia…

error: Nie kopiuj! Zablokowana funkcja.