Marzenie
Nie pamiętam jak trafiłem na informację o nich, ale wiem, że w jednej chwili nie marzyłem o niczym innym jak o pojechaniu do Afryki by je zobaczyć.
Goryle górskie to największe człekokształtne małpy. Na Świecie żyje nieco ponad 1000 osobników. W naturalnych warunkach żyją we wschodniej Afryce: w deszczowych lasach Bwindi w Ugandzie oraz na wulkanicznych górach Wirunga na pograniczu Ugandy, Konga i Rwandy.
My wybraliśmy się do Bwindi Forest National Park Uganda.
Zorganizowaliśmy sobie tygodniowy pobyt w Ugandzie, którego główny celem było zobaczenie goryli górskich w lasach liczących 25 000 lat.
Park Bwindi ma 331 km kwadratowych, i żyje w nim 459 goryli.
Wizytę w parku należy zarezerwować odpowiednio wcześniej.
My skorzystaliśmy z lokalnego biura Insight Safari Holidays, w którym kupiliśmy 3-dniowe Safari. Te 3 dni wynikają z tego, że dzień pierwszy i ostatni jest przeznaczony na transport. Z naszego hotelu w okolicach stolicy Kampali odebrał nas kierowca, który jeździł z nami przez całą wyprawę.
Z Kampali do Parku Narodowego Bwindi mamy do pokonania 500 km. Potrzebujemy na to około 10 godzin. Pod wieczór zameldowaliśmy się w wybranym hotelu, by następnego dnia rano wybrać się spotkanie z gorylami.
Dzień spotkania
O godzinie 8:00 jest zbiórka na terenie parku. Zjeżdżają się turyści z całego Świata. Jest nas około 50. Jesteśmy dzieleni na grupy. Nasza akurat była najmniejsza ponieważ poza mną i żonką był z nami Jonathan z Los Angeles. Każda grupa ma przewodnika oraz dwóch uzbrojonych strażników. Spokojnie, to uzbrojenie służy ewentualnemu odstraszeniu zwierząt, a nie ich zabiciu. Na tym terenie żyją między innymi dziko żyjące słonie, które stanowią większe zagrożenie dla ludzi niż goryle.
Każda grupa idzie do innej rodziny. Nam przypadła do odwiedzenia rodzina Kutu. Ruszyliśmy w górski trekking w poszukiwaniu tejże rodziny. Dla osób lubiących piesze wędrówki, sam spacer jest ogromną przyjemnością. Podziwianie niesamowitych widoków, jakże innych od naszych europejski pejzaży, było niesamowite.
Po pewnym czasie zboczyliśmy z głównej ścieżki i weszliśmy w zarośla. Przewodnik torował nam drogę maczetą. Poźniej znów trafiliśmy na ścieżkę. Następnie szliśmy pod górkę, z górki i znów w krzaki. Wędrówka zajęła nam dwie i pół godziny. Jesteśmy już tuż, tuż. Wiemy to ponieważ dotarliśmy do tropicieli.
Park daje 99% szans na spotkanie goryli podczas wyprawy. Szanse są tak duże ponieważ o świcie w poszukiwaniu każdej rodziny idzie po dwóch tropicieli. Ich zadaniem jest zlokalizowanie gdzie dana familia przebywa. Są oni w kontakcie z przewodnikiem danej grupy by pokierować go w odpowiednie miejsce, by ten doprowadził turystów do miejsca w którym przebywa złożona z kilkunastu osobników goryla rodzina.
Jesteśmy raz jeszcze upominani by się nie zbliżać do goryli (wg regulaminu nie bliżej niż 8 metrów), o zachowaniu ciszy i żadnej interakcji. Mamy godzinę na podziwianie i robienie zdjęć bez flesza.
Dotarliśmy
Jesteśmy w gęstych krzakach. Jeszcze ich nie widzimy, ale wiemy że są blisko – słyszymy je, krzaki w pobliżu się trzęsą. Robiąc ostrożne kroki, nagle ukazują nam się pierwsze goryle. Kryją się w krzakach, jedzą. Są przepiękne. W ogóle ten widok jest magiczny. Jesteśmy podekscytowani. Zerkamy na siebie. A one sobie po prostu tutaj są. Obok. Spędzają tu czas, jedząc gałązki, bawiąc się z małymi, odpoczywając.
Najbardziej jednak wypatrujemy wśród rodziny Kutu – jej głowy, czyli najsilniejszego, najpotężniejszego samca – srebrnogrzbietego (od charakterystycznego pasa siwych włosów na plecach) o imieniu Ndugu.
Jest!
W zaroślach spokojnie sobie siedzi przepiękny srebrnogrzbiety. Jego wzrost to około 2 metry i około 200 kg wagi. Jest potężny, przystojny i hipnotyzujący. Ja i Jonathan, nastawieni na robienie zdjęć, mierzymy w niego nasze obiektywy. Nie jest łatwo zrobić zdjęcie. Jest odwrócony, zasłania go jakaś gałązka albo odchodzi i znów trzeba go szukać w gęstwinie. Po chwili trafiamy na dwa brzdące ganiające się wokół drzewka. Obok siedzi robi mama z młodymi. Za nami ktoś przechodzi. Jesteśmy otoczeni. To jest przepiękne.
Goryle niespecjalnie zawracają sobie nami głowę. Strażnicy pilnują byśmy nie podchodzili zbyt blisko. W pewnym momencie, gdy robiliśmy zdjęcia silverbackowi, ktoś z nas zrobił krok zbyt blisko. Silver w jednej chwili zerwał się i ruszył na nas, rycząc. Wszystko wokół zaczęło się trząść. Zrobił tylko 3-4 potężne kroki i się zatrzymał. To było ostrzeżenie. Miało to znaczyć „Ej, chłopaki, podeszliście za blisko. Szanujmy swoją przestrzeń”.
Na pewno przyjęliśmy to do świadomości, potykając się o gałęzie, omal nie przewracając. Nasze serca chyba się zatrzymały na parę sekund.
To momentalnie przeobrażenie się spokojnego stworzenia w walecznego King Konga na nas wszystkich zrobiło ogromne wrażenie. Sytuacja się powtórzyła kilkanaście minut później, kiedy obok ktoś przestraszył mamę z dzieckiem na co Ndugu zareagował w ten sam sposób.
Godzina szybko minęła
Musimy kończyć. Wracamy. Przed nami tak samo długa droga powrotna. To było przepiękne doświadczenie – patrzeć na te tak bardzo podobne do nas istoty. Zwłaszcza kiedy patrzyliśmy sobie w oczy czuliśmy jakąś trudną do opisania więź. Na pewno było to jedno z ciekawszych przeżyć w naszych życiach.
Przed nami powrót tą samą drogą. Blisko trzy godziny powrotu często pod górkę wykańczają nas. Padnięci wróciliśmy do hotelu. To był wspaniały, niesamowity dzień.
Pamiętajcie, warto walczyć o marzenia. One się spełniają.
PS. Kilka dni po naszym powrocie do domu otrzymaliśmy wiadomość od naszego przewodnika, że w Bwindi urodził się brzdąc o imieniu Kwezi. Zatem teraz mieszka tam 460 goryli górskich.